Witajcie! :D
Od obozu minęły niecałe 4 dni, a ja wciąż przyłapuję się na tym, że wracam do dni, które spędziłam z Wami. Możecie mi wierzyć albo nie, ale to były najlepsze 14 dni w moim życiu. Poznałam na nim tyle wartościowych ludzi, choćby Olę Dreszer i Olę Urban. Uwielbiam Was dziewczyny! Gdyby nie Wasze towarzystwo, to myślę, że obóz nie byłby tak wspaniały. Sądzę, że gdyby ktokolwiek, kto był na obozie, nie przyjechałby, to ten wyjazd miałby inną wartość. Ale wracając do dziewczyn. Cieszę się, że byłam z Wami w namiocie. Miałam z kim interpretować dzień, miałam z kim się śmiać, miałam z kim się denerwować na kadrę, mam teraz za kim tęsknić, a chyba za Wami tęsknię najbardziej :D. Jesteście wspaniałe i mam nadzieję, że na kolejnych wyjazdach będziemy mogły się coraz bardziej poznawać.
Myślę, że bez sensu byłoby opisywanie każdej czynności na obozie, streszczę się tylko do tych najciekawszych i najczęściej wspominanych.
Tak więc, myślę, że podróż pociągiem, razem dh Krzysiem, Sabiną, Tereską i Wiktorią była bardzo ciekawa. Pomijając fakt, że jechaliśmy z jakieś, hmm.... 6 godzin? To było dość ciekawie. Mieliśmy okazję na przesiadce we Wrocławiu podziwiać najnowszy pociąg, której nazwy i tak już nie pamiętam, ale jego wjazd na peron był naprawdę widowiskowy, skoro przyjechało same TVN24. Chcieliśmy się "wcisnąć" do kamery, ale udało nam się tylko zaklaskać na cześć pociągu, a byliśmy jako jedni z nielicznych.
Jak już przyjechaliśmy, to dostaliśmy przydział do namiotów. Tereska miała należeć do namiotu nr 1, w którym już gościły się wymienione wyżej Ole, Wiktoria G., Dominika D. i Justyna M. Wiktoria i Sabina poszły do namiotu, gdzie znajdowały się dziewczyny z naszej drużyny, do którego ja miałam cichą nadzieję, również trafić. Ale oczywiście, musiało pójść nie po mojej myśli i gdy usłyszałam "Namiot pierwszy", a nie "Namiot trzeci", musiałam wziąć swój plecak i zaciągnąć go dwa kroki dalej. Teraz, kiedy obóz się już skończył, widzę, że dobrze się stało, że trafiłam do namiotu nr 1 :DD
Podział na zastępy. Jestem zastępową. Chwilowe nieopanowanie wewnętrznego i zewnętrznego szczęścia. Powaga. Byłam chyba jedyną zastępową, która jawnie cieszyła się z pełnionej funkcji. Obie Ole miały przerażone miny, Tereska chwilowy odlot. Poczułam się spełniona. Spełniło się moje marzenie zostania zastępową.
W pierwszych dniach można było dostrzec niepewność, lęk i nieśmiałość wśród niektórych obozowiczów. To aż niewiarygodne, że te 14 dni mogło sprawić, że zżyliśmy się z sobą bardzo.
Tematyką obozu było rycerstwo. Tak więc nazwy i okrzyki zastępu musiały być powiązane z rycerzami. Niektórym zastępom nazwy zostały zatwierdzone już na pierwszym ognisku. Niestety mojemu się to nie udało, ale w końcu doszliśmy do kompromisu z kadrą.
Przejdę dalej, a mianowicie do wycieczki do Kłodzka, ale i tu przeskoczę od razu do Twierdzy w Kłodzku. Z wycieczki po samej Twierdzy zapamiętałam między innymi pana przewodnika, który przebrany za pruskiego żołnierza (?) bardzo dumnie i z wdziękiem oprowadzał nas po tych murach obronnych. Pierwsze wspomnienia z owym przewodnikiem, które od razu mi się nasuwają, to te, kiedy razem z Patrykiem co pięć sekund spoglądaliśmy na siebie i kiwaliśmy głowami, na znak, że "rozumiemy", co oprowadzający do nas mówi. Robiliśmy tak przez całą wycieczkę, aż w końcu Małko Plamka upomniał nas, abyśmy przestali. I to mówi druh, który w późniejszym czasie zaczął przedrzeźniać styl bycia pana przewodnika! :P Oczywiście, robił to na tyle dyskretnie, że widziały to osoby będące tylko blisko niego :D
Kolejna rzecz związana z Kłodzkiem to część, kiedy mieliśmy czas wolny dla siebie. Razem z zastępem poszliśmy do sklepu. Sabina kupiła sobie "Oklaski", żeby poczytać, jak to stwierdził później Michał, o problemach innych ludzi. To stwierdzenie oburzyło później panią przechodnią. Razem z Mają stwierdziłyśmy, że udamy, że jesteśmy z Anglii i zaczęłyśmy rozmawiać po angielsku. Podczas naszej konwersacji zastanawiałyśmy się głośno, jak jest kosz na śmieci. Wtem przyszła nam na pomoc Ola U., która z rozbawieniem przysłuchiwała się naszej rozmowie. To są takie dwa wspomnienia z Kłodzka.
Na tym zakańczam notkę "Obóz, cz.1.". Chciałabym tylko zwrócić uwagę, iż jest to mój subiektywny opis obozu, ale Wasze odczucia będą mile widziane w komentarzach :). Dlatego zachęcam do komentowania.
Do zobaczenia jutro! :)
Przejdę dalej, a mianowicie do wycieczki do Kłodzka, ale i tu przeskoczę od razu do Twierdzy w Kłodzku. Z wycieczki po samej Twierdzy zapamiętałam między innymi pana przewodnika, który przebrany za pruskiego żołnierza (?) bardzo dumnie i z wdziękiem oprowadzał nas po tych murach obronnych. Pierwsze wspomnienia z owym przewodnikiem, które od razu mi się nasuwają, to te, kiedy razem z Patrykiem co pięć sekund spoglądaliśmy na siebie i kiwaliśmy głowami, na znak, że "rozumiemy", co oprowadzający do nas mówi. Robiliśmy tak przez całą wycieczkę, aż w końcu Małko Plamka upomniał nas, abyśmy przestali. I to mówi druh, który w późniejszym czasie zaczął przedrzeźniać styl bycia pana przewodnika! :P Oczywiście, robił to na tyle dyskretnie, że widziały to osoby będące tylko blisko niego :D
Kolejna rzecz związana z Kłodzkiem to część, kiedy mieliśmy czas wolny dla siebie. Razem z zastępem poszliśmy do sklepu. Sabina kupiła sobie "Oklaski", żeby poczytać, jak to stwierdził później Michał, o problemach innych ludzi. To stwierdzenie oburzyło później panią przechodnią. Razem z Mają stwierdziłyśmy, że udamy, że jesteśmy z Anglii i zaczęłyśmy rozmawiać po angielsku. Podczas naszej konwersacji zastanawiałyśmy się głośno, jak jest kosz na śmieci. Wtem przyszła nam na pomoc Ola U., która z rozbawieniem przysłuchiwała się naszej rozmowie. To są takie dwa wspomnienia z Kłodzka.
Na tym zakańczam notkę "Obóz, cz.1.". Chciałabym tylko zwrócić uwagę, iż jest to mój subiektywny opis obozu, ale Wasze odczucia będą mile widziane w komentarzach :). Dlatego zachęcam do komentowania.
Do zobaczenia jutro! :)